(A/N witam z tej strony autor. Jest to 14 rozdział przygód Velzadarosa i chciałbym wyjaśnić dlaczego przez tak długi czas nie było rozdziałów. Otóż nie miałem ani motywacji ani nie wiedziałem jak przelać na papier (w przenośni) to co miałem w głowie. A więc to wszystko życzę miłej lektury.)
(Mc Pov)
„CO TY SOBIE MYŚLISZ MAŁY @##$#$%$#%$##^@%%$ TY #$^%%#@##$#%@$# #@^#%^#^#&#&@# JAK Z TOBĄ SKOŃCZĘ TO TWOJA WŁASNA MATKA CIĘ NIE ROZPOZNA!"
Mój krzyk przyciągnął uwagę pary stojącej przede mną. Velgrynd patrzyła na mnie z lekkim zmieszaniem i niepewnością natomiast Rudra był biały jak ściana.
„poczekaj tu chwilę, zaraz wracam" powiedziałem do Kuramy stawiając go na ziemi.
Wyprostowałem się i teleportowałem obok Rudry planując go dość mocno uderzyć. Zacisnąłem pięść i posłałem cios w kierunku jego tułowia ale gdy cios miał już wylądować Rudra został teleportowany.
Zamiast w Rudrę uderzyłem w powietrze wytwarzając ogromną falę uderzeniową która bardzo poważnie uszkodziła ściany, podłogę i fundamenty pałacu.
„tch, widzę że nie będzie to takie proste" mruknąłem zirytowany.
Namierzyłem dokąd Rudra został teleportowany, spojrzałem na Velgrynd która ma szeroko otwarte oczy i się teleportowałem.
Pojawiłem się na szczycie małego pagórka wokół którego rozpościerała się łąka pełna kwiatów. Rozejrzałem się zahipnotyzowany pięknem tego miejsca i podziwiałem je dopóki mój wzrok nie wylądował na biegnącej postaci. Moje oczy się zwęziły po tym jak zobaczyłem swoją ofiarę.
„widzę cię" powiedziałem uśmiechając się lekko jak psychopata.
[żądza krwi mistrza przekroczyła bezpieczną ilość. Szanse na przeżycie jednostki o imieniu Rudra wynoszą 0%. Powiadamianie jednostki Veldanava]
Zmarszczyłem lekko brwi słysząc co powiedziała Atena. Dochodząc do wniosku że w sumie to wywalone w to wzruszyłem ramionami i teleportowałem się kilka metrów przed Rudrą. Zauważając mnie przed sobą próbował się zatrzymać ale się potknął co doprowadziło do jego degustacji tutejszej gleby. Zaśmiałem się z sceny przede mną i zacząłem powoli iść w jego kierunku. Rudra podniósł głowę wypluwając ziemię z ust i zauważając że idę w jego kierunku zaczął się cofać z przestraszoną miną.
Ta nasza mała zabawa trwała kilka minut dopóki Rudra nie trafił plecami na wielki głaz który powstrzymał jego dalsze przemieszczanie się.
{o dziwo ta mała zabawa sprawiła mi bardzo dużą przyjemność} stwierdziłem.
Zatrzymałem się kilka kroków przed przerażonym Rudrą i przykucnąłem żeby mój wzrok był na równi z jego.
„a teraz powiedz mi w jaki sposób chcesz umrzeć." odparłem z lekkim uśmiechem dalej przyklejonym do twarzy.
Rudra przełknął ślinę i zaczął się lekko pocić a jego oczy szukały jakiejś drogi ratunku.
„Hihihi, widzę że nie ma jakiś specjalnych życzeń, w takim razie..."
Wyprostowałem się i wystawiłem rękę. Tatuaż na mojej ręce zaświecił i w wcześniej pustej dłoni pojawiła się katana.
„a więc teraz pora przejść do głównej części" oświadczyłem ważąc katanę w ręce.
Rudra zaczął się trząść i z jeszcze większą rozpaczą szukał jakiejkolwiek drogi ratunku. Uniosłem katane nad głowę.
„Trzeba będzie znaleźć nowego kandydata na bohatera" powiedziałem do siebie.
Zamachnąłem się chcąc już zakończyć życie denerwującego dzieciaka przede mną ale gdy katana miała już w niego uderzyć pomiędzy nami pojawiła się dziewczyny o różowych włosach. Rozszerzyłem lekko oczy i zatrzymałem katane centymetr od jej głowy.
„Tch, sprytnie rozegrane Veldi" mruknąłem pod nosem.
„Proszę nie zabijaj tego idioty" poprosiła Lucia
„czemu miałbym go nie zabić?" zapytałem opierając katane na ramieniu i zmarszczyłem brwi.
Lucia przełknęła ślinę i przez chwilę na jej twarzy było widać wahanie.
„M-mimo że jest on głupim dupkiem który myśli tylko o sobie dalej jest moim bratem." Oznajmiła z lekkim drżeniem głosu.
Mierzyłem ją przez chwilę wzrokiem i rozmyślałem czy zostawienie Rudry żywego będzie opłacalne.
{opłaca się go oszczędzić?}
[jeżeli teraz mistrz go zabije to straci zaufanie jednostki Lucia, spowoduje że Veldanava będzie musiał znaleźć nowego kandydata na bohatera co doprowadza do kompletnego zmienienia przyszłości i wszystkie wydarzenia które mistrz znał prawdopodobnie się nie wydarzą.]
{czyli muszę go zostawić.} stwierdziłem z lekko kwaśną miną.
„Tch, może i dzisiaj cię uratowała twoja siostra ale jeżeli jeszcze raz cię zobaczę w pałacu lub w pobliżu Velgrynd to cię zabiję. I tym razem nikt nie będzie w stanie cię uratować." Oznajmiłem odwracając się.
Odchodząc usłyszałem jak Lucia wzdycha z ulgą. Zmieniłem katane z powrotem w tatuaż i teleportowałem się do miejsca gdzie obecnie przebywa Veldanava.
Pojawiłem się w jego pokoju w idealnym momencie żeby zobaczyć jak próbuje się ukryć za pomocą magii.
„*westchnienie* zdajesz sobie sprawę z tego że nawet jeżeli byś się ukrył to i tak bym cię zaraz znalazł?" zapytałem go.
Veldanava lekko zadrżał i obrócił się w moją stronę.
„starszy bracie! Co cię do mnie sprowadza?" powiedział Veldanava unikając kontaktu wzrokowego ze mną.
„dobrze wiesz dlaczego tu jestem." Odparłem zakładając ręce na klatce piersiowej.
„Czy był byś mi wstanie uwierzyć gdybym powiedział że nie wiem?" spytał patrząc na mnie.
„..." spojrzałem na niego wzrokiem który dosłownie pytał czy uważa mnie za idiote.
„*westchnienie* uznam to za nie" westchnął „a więc zacznę o d tego że przepraszam za teleportowanie pomiędzy ciebie i Rudre Luci. Nie zrobił bym tego gdybym znał jakiś inny sposób na zatrzymanie ciebie przed zabiciem chłopaka. Gdybym ciebie nie powstrzymał to nie mam pojęcia co mogło by się stać z światem kardynalnym ale pewnie nic dobrego."
„tch. A co byś zrobił gdybym postanowił zabić Rudre jak i Luci?" zapytałem go.
„Bardzo dobrze wiem że tego byś nie zrobił" oświadczył pewny siebie.
„hoo, a skąd to niby ta pewność?" spytałem uśmiechając się lekko.
„ponieważ bardzo wyczekujesz pojawienia się pewnego dragonoida, mam racje?" obwieścił z lekkim uśmiechem.
„*westchnienie* skąd o tym wiesz?" zapytałem lekko się krzywiąc.
„zanim zrezygnowałem z wszechwiedzy zdążyłem co nieco zobaczyć w przyszłości a także czasem gadasz przez sen." Odpowiedział uśmiechając się szeroko.
{czemu mi nie powiedziałaś że gadam przez sen!?}
[mistrz nie pytał]
{...}
„a właśnie! przyprowadziłem nową osobę która od dzisiaj będzie z nami mieszkać." Powiedziałem.
Teleportowałem się w miejsce gdzie jest Kurama, podniosłem go na ręce i teleportowałem się z powrotem.
„na imię ma Kurama i jest dziewięcioogoniastym lisem." Spojrzałem na liska w moich ramionach i wskazałem na Veldiego „to jest mój młodszy brat Veldanava"
„miło mi poznać." Przywitał się Kurama.
„Hmmm, skąd go wziąłeś starszy bracie?" zapytał Veldanava.
„pamiętasz tamten świat który zabrałem z domeny tamtego ziomka w zbroi co chciał cię zabić?"
„pamiętam"
„to Kurama pochodzi z tego świata" wyjaśniłem.
„A więc to dlatego nie mogę wyczuć w nim żadnych magiculi." Powiedział Veldanava pstrykając palcami.
„W ich świecie nie ma magiculi tylko jest czakra a Kurama jest w całości zrobiony z czakry co robi z niego w pewnym sensie odpowiednika prawdziwych smoków" poinformowałem go.
„rozumiem... ale jest pewien problem"
„jaki?" zapytałem.
„Otóż jak już wcześniej wspomniałeś Kurama składa się z czakry a w świecie kardynalnym są tylko magicule a także Głos świata od razu wyeliminuje jednostkę która posiada inną nieznaną mu energię. Co doprowadza do tego że jeżeli Kurama będzie chciał pójść do świata kardynalnego to zostanie wyeliminowany." Wyjaśnił Veldanava.
Zmarszczyłem lekko brwi.
{przecież Kurama był już w świecie kardynalnym i nic się nie stało}
[Nic się nie stało ponieważ był on wtedy z mistrzem który jest administratorem świata więc głos świata uznał że nie trzeba interweniować.] poinformowała minie Atena.
{rozumiem}
„a więc co proponujesz?" zapytałem Veldanavy
„najszybszym a zarazem najbezpieczniejszym rozwiązaniem było by nazwanie go co doprowadzi do jego ewolucji i przemienienia czakry na magicule."
„o co chodzi z tym nazywaniem?" spytał Kurama.
„nazywanie jest swego rodzaju ulepszeniem egzystencji danej istoty co bardzo często doprowadza do jej ewolucji i zwiększenia jej siły" wyjaśniłem mu.
„aha..."
„Teoretycznie mógłbym go nazwać ale zrobiło by to z niego mojego podwładnego dlatego nazwę go jedynie wtedy gdy będzie tego chciał. A jeżeli nie będzie pozytywnie nastawiony do tego pomysłu to wtedy wymyśli się coś innego." Stwierdziłem.
„rozumiem i zgadzam się z twoim rozumowaniem starszy bracie." Skinął głową Veldanava.
Spojrzałem na kurame w moich ramionach i lekko się uśmiechnąłem.
„nie musisz się śpieszyć z decyzją, poczekam tyle ile będziesz chciał." Poinformowałem go.
„..." Kurama nie odpowiedział i jedynie patrzył na mnie z pewną melancholią w oczach.
„coś się stało?" zapytałem go przechylając lekko głowę.
„nie po prostu przypominasz mi pewną osobę która się mną kiedyś opiekowała" odpowiedział kurama.
„Aha, okej" wzruszyłem ramionami. „nie zdążyliśmy ci wybrać pokoju przez pewnego idiotę co zalecał się do mojej siostrzyczki prawda?"
„zgadza się, a tak przy okazji to co się z nim stało?" spytał Kurama z ciekawością w oczach.
„niestety go nie zabiłem ponieważ ktoś mi przeszkodził" powiedziałem rzucając lekko złe spojrzenie Veldanavie.
Veldanava wzdrygnął się i odwrócił wzrok.
„ale wracając, który pokój chcesz?" zapytałem.
„a mógłbym na razie zostać w twoim pokoju?"
„Jeżeli chcesz to nie widzę większego problemu ale najpierw chyba chciałbyś zobaczyć mój pokój zanim zdecydujesz" powiedziałem wzruszając ramionami.
„rozumiem"
„Do później Veldi" pożegnałem się i wyszedłem z pokoju.
Dotarcie do mojego pokoju nie zajęło jakoś dużo czasu ponieważ mój pokój i Veldanavy były dość blisko siebie.
Z kuramą na rękach wszedłem przez ogromne podwójne drzwi i ukazała nam się ogromna pusta sala.
„to jest mój pokój" oznajmiłem.
„... czy on nie jest trochę za duży dla pana?" zapytał Kurama.
„Hihihi" zachichotałem „ten pokój został specjalnie stworzony żeby pomieścić mnie w mojej prawdziwej postaci"
„...Jak duży pan jest w swojej prawdziwej postaci?" zapytał Kurama.
„Hmmm teoretycznie mogę rosnąć w nieskończoność" odpowiedziałem.
Kurama lekko rozszerzył oczy ale po chwili się opanował i jedynie westchnął.
„a gdy nie chcę spać w mojej prawdziwej postaci..."
Podszedłem do ściany po lewej od wejścia i popchnąłem ścianę. Otworzyła się ona jak zwykłe drzwi i naszym oczom ukazał się średniej wielkości pokój z dość sporym łóżkiem, biurkiem i mnóstwem regałów wypełnionych różnego rodzaju książkami i mangami.
„wtedy śpię tutaj w mojej ludzkiej postaci" oznajmiłem.
Postawiłem Kurame na podłodze która była pokryta czarno-czerwonym dywanem z wizerunkiem węża i położyłem się na łóżku.
„a więc co myślisz?" zapytałem.
„jest super"
„w takim razie jeżeli chcesz to możesz zostać a teraz wybacz ale zdrzemnę się trochę" powiedziałem i zamknąłem oczy.
„miłych snów proszę pana" oznajmił Kurama.
„dzięki" mruknąłem.
{Ateno dopilnuj proszę tego żebym już więcej nie gadał przez sen}
[Jak sobie życzysz mistrzu]
{dzięki} podziękowałem jej i odpłynąłem w tak zwaną krainę snów.
<24h time skip no jutsu>
(mc pov)
Obudziłem się z miękkim uczuciem na klatce piersiowej a gdy otworzyłem oczy zobaczyłem leżącego na mnie pewnego małego rudego liska. Uśmiechnąłem się lekko i wyciągnąłem rękę żeby go pogłaskać. Kurama miał bardzo miłe w dotyku futerko i gdy na niego patrzyłem to przypominał mi on trochę Range którego Rimuru uważał za swego rodzaju zwierzaka.
Po kilku minutach głaskania Kurama otworzył oczy i spojrzał na mnie.
„dzień dobry mistrzu" powitał mnie.
{mistrzu? Coś mnie ominęło?} pomyślałem próbując sobie przypomnieć wszystko co się dało na ten temat ale nic mi nie przyszło do głowy.
„o co chodzi z tym mistrzem?" zapytałem.
„kiedy mistrz poszedł spać to przyszedł Veldanava-sama i szczegółowo wyjaśnił mi o co chodzi z nazywaniem. Myślałem o tym później bardzo dużo i doszedłem do wniosku że nie przeszkadza mi to żeby to pan był moim mistrzem" wyjaśnił kurama.
„jesteś pewien? Zdajesz sobie sprawę że nie jestem wyjątkowo dobrą istotą która będzie goniła tęczę i tak dalej?"
„zdaję sobie z tego sprawę i jestem pewien swojej decyzji"
„rozumiem"
Podniosłem Kurame z mojej klatki piersiowej i wstałem z łóżka. Poszedłem w kierunku drzwi do dużego pokoju z Kuramą w rękach. Zatrzymałem się na środku dużego pokoju i postawiłem Kurame na podłodze.
„a więc zaczynajmy. Jesteś gotowy?" powiedziałem rozciągając się lekko.
„gotowy" odpowiedział Kurama.
„dobrze. Od dzisiaj ten świat będzie cię znał jako Kurama dziewięcioogoniasty demoniczny lis!" obwieściłem.
W porównaniu do ilości magiculi którą pochłonęło nazywanie Veldanavy to była bardzo mała ilość. Kurama zaczął lekko świecić czerwono-fioletowym światłem a cała czakra którą miał powoli zamieniała się na magicule. Po chwili przestał świecić i moim oczom ukazał się lisek z pomarańczowym futrem które lekko błyszczało fioletem a końcówki jego ogonów zabarwiły się na fioletowo. Kurama leżał przede mną i nie pokazywał żadnych oznak budzenia się.
{o co chodzi?}
[Jednostka Kurama obecnie przechodzi ewolucję i przez to że czakra jest zamieniana na magicule to może to trochę potrwać.]
Pokiwałem głową w zrozumieniu i podniosłem go z podłogi.
{ile może to mu zając?}
[7 dni i 3 godziny]
„*westchnienie* trochę sobie poczekam" mruknąłem do siebie wracając do pokoju z łóżkiem.
Położyłem się na łóżku z Kuramą i poszedłem spać.
(A/N mam nadzieję że się podobało i życzę miłego dnia/nocy)
(Ciekawostka: Velzadaross jest o 5 centymetrów niższy od Dagruela.)