webnovel

Koniec czy nowy początek?

Rozdział 1

Większość by zaczęła słowami był piękny i słoneczny dzień. Ale ja powiem wam jedno, dla mnie nic nie jest pięknego w tym szarym pozbawionym dobroci świecie którym tak wszyscy się zachwycają. Ciągle słyszę „głowa do góry przecież świat jest piękny" „czemu masz depresję przecież życie jest piękne". Aż mi się niedobrze robi od słuchania tego ich gówna. Moim zdaniem życie jest piękne tylko dla osób które są jakimiś jebanymi masochistami. A jeżeli ktoś myśli inaczej to proszę bardzo udowodnij mi że się mylę.

Już będąc w 7 klasie uświadomiłem sobie jakie chujowe jest życie. Rano wstajesz zawalasz kilometry do szkoły/pracy tylko po to żeby najczęściej męczyć się z jakimiś amebami społecznymi które są głupsze niż normalna rumba.

Achhh. Dobra już skończyłem. A więc nazywam się Kamil Korski mam 16 lat i chodzę do 2 klasy liceum. Jestem prawdopodobnie otaku, nie wiem na pewno bo byłem zbyt leniwy żeby sprawdzić kogo dokładnie zalicza się jako takiego. Obecnie jest godzina 5:30 rano i szykuję się do szkoły. Mówiąc szczerze tak mi się nie chce iść do tego przymusowego zakładu karnego w którym staży ludzie mogą się po wyżywać na młodszych pokoleniach za to że im się w życiu nie udało i robią za najniższą krajową wtłaczając niepotrzebną wiedzę do dzieciaków. Oczywiście nie wszystko jest niepotrzebne, no ale kurwa komu w życiu przyda się budowa jakiegoś jebanego robaka który ryje w ziemi no ja pierdole.

Dobra skoro już skończyłem na razie mówić o szkole wróćmy do mnie. A więc tak, obecnie ubieram się w czarną bluzę z kapturem żeby iść na autobus który będzie o 6:58. Pewnie się zastanawiasz dlaczego już wychodzę na przystanek przecież jest dopiero 5:30. Otóż nie jest, trochę się rozgadałem i tak wyszło że za 20 min będzie 7 rano. Oczywiście podczas mojego wywodu zrobiłem tak zwany starter pak ucznia, czyli zjadłem śniadanko, ubrałem się, umyłem zęby i wypiłem kawę bo bądźmy szczerzy kto normalny śpiąc 3 i pół godziny dałby radę normalnie funkcjonować. Ja na pewno nie.

Wychodzę już ubrany, zamykam drzwi do domu w którym mieszkam wraz z rodzicami i dwiema młodszymi siostrami. I zaczynam powoli zmierzać w kierunku przystanku autobusowego, który jest 7 minut piechotą od mojego domu. Wszystko było by dobrze gdyby nie fakt że jest jeszcze ciemno na zewnątrz a do tego piździ ponieważ jest ~przepiękna zima~

„Tch" prychnąłem niezadowolony.

Latarnie które są zapalane nocą dalej świecą, a ja już widzę przed sobą zarys przystanku. Jest on przy dość ruchliwej ulicy ale o tej godzinie strasznie rzadko coś jeździ przez co wydaje się to trochę nienaturalne. Podnoszę rękę i sprawdzam godzinę. Zegarek pokazuje godzinę 6:57. A więc zaraz tu powinien być mój rumak dzięki któremu moja depresja i nienawiść do ludzi się zwiększa.

O wilku mowa pojawia się zza wzgórza prawie cały na żółto przepowiadając kolejny spierdolony dzień. Rozglądam się po przystanku i widzę kilka znajomych osób które co środę o tej samej godzinie czekają ze mną na naszego żółtego rumaka.

Staje on przede mną i otwiera swoje podwójne drzwi żeby człowiek o każdych rozmiarach mógł się zmieścić. Wchodzę i idę na środek autobusu wyjmując moje AirPodsy z pokrowca w kształcie rimuru z tensury. I tak jestem giga fanem tego anime, potrafię rozpoznać prawię każdą postać tylko po lekkim opisie, wiem jak działa większość umiejętności, znam prawie całą mapę świata jak i jego historię. Siadam na jednym z podwójnych siedzeń i kładę plecak obok siebie żeby nikt nie usiadł, w między czasie włączając moją playlistę która zaczyna się od utworu Bad Memories.

Po kilku przystankach autobus zrobił się bardziej zapchany ludźmi a obok mnie dalej nikt nie usiadł ponieważ kto przy zdrowych zmysłach usiadł by przy nawet dobrze zbudowanym chłopaku w kapturze, mający 190cm wzrostu którego oczy jak i twarz mówią że chce kogoś zabić.

Oczywiście zawsze się znajdzie osoba wystarczająco odważna albo głupia żeby usiąść obok, dostając kilka zaniepokojonych spojrzeń. Nikogo jeszcze nie zabiłem podkreślając słowo jeszcze, ale przysłowiowy nóż w kieszeni już prawie zamienił się w katanę. Jadąc około 20 minut autobusem docieram w końcu przed budynek szkoły.

Staję na chwilę i wpatruję się w coś co nazywamy placówką edukacyjną. Przypomina ona kształt litery E, ma dwa piętra, boisko do piłki nożnej i do koszykówki z tyłu wraz z parkingiem dla nauczycieli jeżeli można tak ich nazwać przy okazji nie obrażając prawdziwych nauczycieli. Zdjąłem słuchawki chwilę przed wejściem do środka przez szklane drzwi których najczęściej pilnuje woźny z sprzątaczką żeby nikt nie uciekł z tego kurwidołka.

Szkoła w środku jak i na zewnątrz łudząco przypomina budynek z czasów prlu jak większość szkół średnich.

„Tch, i znowu się zaczyna" narzekam pod nosem idąc lewym korytarzem w kierunku klasy.

Mimo że jestem dopiero w 2 klasie wszyscy w szkole mnie znają jako tego zimnego gościa który na początku roku szkolnego kompletnie rozwalił 4 klasiste za to że nie chciał zejść mu z drogi. Od tamtego momentu każdy schodzi mi z drogi bojąc się czy nie będą następni. Osobiście mi to nie przeszkadza bo nie muszę się bawić z tymi imbecylami i żeby nie było też nie jestem jakimś jebanym Einsteinem ale gdy patrzę czasem co oni odwalają to aż mi się niedobrze robi.

Docieram do drzwi mojej klasy lekko spóźniony, otwieram drzwi i wchodzę do klasy która przypomina prostokąt. Są w niej trzy rzędy ławek, jeden pod oknami, jeden na środku i ostatni przy ścianie na której znajdują się drzwi.

Idę w kierunku mojej ławki która znajduje się z tylu klasy pod oknem. Po drodze mijam różnego rodzaju uczniów. A więc mamy tu parę pokemonów, gotki, kujony, sportowców, popularnych i graczy. Ja nie jestem w żadnej grupie ponieważ jestem zbyt leniwy żeby się z nimi bawić lub plotkować.

W połowie mojej drogi do ławki w której siedzę, nauczyciel zaczął coś mówić o spóźnianiu się więc się zatrzymałem i spojrzałem na niego. Wzdrygnął się i odwrócił wzrok. Ja natomiast kontynuowałem swoją podróż do mojej ławki. Gdy do niej dotarłem zauważyłem że siedzi przy niej klasowy kozak który myśli że jest najlepszy. Ma on na sobie tą specyficzną kurteczkę sportową, jeansy i żuje gumę.

Niech się nie odzywa bo jestem dzisiaj w dość kiepskim humorze i może się to dla niego nie skończyć dobrze. Pomyślałem patrząc na jego głupią mordę.

„Masz jakiś problem zjebie" zapytał nie oczekując odpowiedzi.

W tym momencie cała klasa zastanawiała się co ma w głowie ten idiota.

Ja jako że jestem dzisiaj w bardzo zły humorze złapałem ziomka za przód kurtki i rzuciłem nim jak szmatą w kierunku ściany leżącej naprzeciwko okien. Przeleciał przez dwa rzędy ławek i walną w ścianę tak mocno że aż tynk spadł mu jeszcze na głowę gdy leżał rozwalony pod ścianą jak wypchany niedźwiedź.

„Tch, i było ci idioto" powiedziałem siadając na swoim miejscu i kładąc się na ławce.

Cała klasa przez cały czas milczała.

Zamknąłem oczy i zacząłem zasypiać {Będą raczej problemy za to że rozwaliłem tego idiotę} pomyślałem {a walić to, jestem zbyt leniwy żeby się teraz tym zajmować}.

Założyłem z powrotem słuchawki i poszedłem spać.

Kiedy skończyła się ostatnia lekcja wyszedłem z klasy i zacząłem iść w kierunku drzwi wejściowych do szkoły. Miałem już wyjść przez drzwi i iść na przystanek żeby wrócić do domu ale…

„Panie Korski dyrektorka pana wzywa" powiedział damski głos za mną.

Odwróciłem się i zobaczyłem sekretarkę dyrektorki która przez cały dzień gra w pasjansa.

Wyglądała jak starsza pani z urzędu. Miała na sobie białą koszulę, czarne spodnie i okulary w panterkę.

Zawróciłem i poszedłem w kierunku sekretariatu który znajdował się na pierwszym piętrze. Wszedłem po schodach i będąc w połowie korytarza z łazienki po prawej stronie wyszło 3 pierwszo klasistów z kiblem w rękach. Mówiąc szczerze nie wiem czy mam się śmiać czy płakać.

„Czy mi się wydaje czy to społeczeństwo z pokolenia na pokolenie jest coraz głupsze" zapytałem nikogo w szczególności i kontynuowałem moją podróż w kierunku sekretariatu ignorując trzech idiotów z dość nietypową rzeczą w rękach.

Po 5 minutach chodzenia dotarłem do celu mojej podróży i otworzyłem drzwi. Pokój był dość przestronny z szafkami po lewej i prawej stronie. W niektórych miejscach stały małe kwiatki a po środku duże drewniane biurko. Za biurkiem siedziała gruba dyrektorka w białej koszuli i paliła papierosa. Stanąłem przed jej biurkiem i patrzyłem przez okno znajdujące się za nią żeby nie musieć bezpośrednio na nią patrzeć.

„Chłopcze nie możesz tak postępować…"

Zaczęła mówić o złym postępowaniu, szacunku dla innych i tak dalej. Całe jej kazanie wyjęło mi z życia 30 minut.

Kiedy już skończyła mówić odwróciłem się i wyszedłem z pokoju. Zacząłem znowu iść w kierunku drzwi wejściowych do szkoły przy okazji sprawdzając za ile przyjeżdża mój autobus. Zszedłem po schodach minąłem woźnego i wyszedłem ze szkoły nie oglądając się za siebie.

Poszedłem na przystanek który jest dosłownie przed szkołą i czekałem około 10 minut aż przyjedzie autobus. Gdy otworzyły się drzwi wszedłem do środka i zająłem moje standardowe miejsce po środku autobusu.

Jechał on powoli w kierunku mojego przystanku. Większość by była zadowolona z powrotu do domu ale ja nie ponieważ wiem że będzie czekał na mnie ojciec z kolejną kłótnią.

Po pewnym czasie autobus dojechał do mojego przystanku i wysiadłem. Łatwo można zauważyć że ulica która rano była prawie pusta jest teraz pełna od samochodów i ludzi którzy wracają z pracy. Ale mnie już to zbytni nie rusza.

Szedłem powoli chodnikiem w kierunku domu mijając po drodze plac zabaw na którym bawią się dzieci. „dom, powinno to być miejsce do którego chce się wracać, ale ja jakoś tego do swojego nie czuję" pomyślałem docierając do metalowej furtki po 5 minutach marszu. Spojrzałem na miejsce które nazywam domem ale nie czuję żeby był to prawdziwy dom.

Był to biały, jedno piętrowy domek jednorodzinny z garażem. (A/N zdjęcia w komentarzach)

Wszedłem za furtkę i poszedłem w kierunku drzwi które były po prawej stronie od garaży. Gdy byłem już prawie przy drzwiach zauważyłem przez okno pewnego grubego i łysego człowieka który nazywa się moim ojcem.

Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka przy okazji rzucając okiem na zegar wiszący na ścianie. Pokazywał on już godzinę 17:00. Zdjąłem buty i zacząłem wchodzić po schodach na górę żeby pójść do swojego pokoju ale zatrzymał mnie wkurzający głos ojca który myśli że jest panem wszystkiego.

„A ty gdzie się wybierasz, musimy najpierw porozmawiać zanim gdziekolwiek pójdziesz" powiedział lekko zdenerwowanym głosem.

Zatrzymując się na schodach spojrzałem na niego lekko zirytowany.

„Co tak na mnie patrzysz gówniarzu, kiedy w końcu nauczysz się szacunku do innych i przestaniesz sprawiać same kłopoty i problemy. Zaczął byś się porządnie uczyć a nie całe dnie nic nie robisz tylko grasz w te swoje głupie gry przez które stajesz się głupszy" zaczął mówić coraz bardzie zły.

{głupszym od ciebie raczej nie da się być} pomyślałem nie zdając sobie sprawy że powiedziałem to nagłos.

Następne co widziałem to jak ojciec czerwienieje i wybucha. Wyzywał mnie od porażek, problemów, idiotów i niewdzięcznych skurwysynów przez następne 10 minut. Aż w końcu miałem dość i poszedłem po schodach do mojego pokoju ignorując za sobą krzyki łysego. Mimo że na zewnątrz wydawałem się spokojny w środku byłem jak wrzący wulkan gotowy wybuchnąć.

{mam tego dość} pomyślałem zdenerwowany {słuchałem tego gówna dzień w dzień przez ostatnie 6 lat koniec tego.}

Otworzyłem drzwi do pokoju i wszedłem do średniego rozmiaru pomieszczenia.

Naprzeciwko wejścia stało okno z widokiem na ogródek a obok stało łóżko normalnych rozmiarów. Obok łóżka stała szafa z ubraniami a naprzeciwko niej było biurko na którym stał komputer i kilka figurek postaci z tensury. Obok biurka stało pare regałów z książkami różnego rodzaju. Można było tam znaleźć wszystko od fantastyki po mangi i light nowelki.

Podszedłem do biurka i z szuflady wyjąłem kartkę na której napiszę list. Pewnie zastanawiasz się jaki list, otóż będzie to list pożegnalny zaadresowany do tych ~prze kochanych rodziców~. I jeżeli myślisz że matka nic złego nie zrobiła to się grubo mylisz. Jest ona wcale nie lepsza niż ojciec jedyną różnica jest to że wraca później do domu. Wracając do listu napisałem im to co o nich myślę kończąc zdaniem „mam nadzieję że moje siostry nie będą tak zjebane jak wy". Kiedy skończyłem pisać złożyłem kartkę na pół i zostawiłem na biurku. Odwróciłem się i wyszedłem z pokoju. Szybko zszedłem po schodach na dół i założyłem buty.

Otworzyłem drzwi frontowe i wyszedłem znowu ignorując za sobą krzyki ojca który żądał żebym wracał.

Przez chwile chodziłem bez celu nie mogąc się zdecydować co zrobić aż w końcu wszedłem do sklepu obok którego miałem przechodzić. Poszedłem do alejki z energetykami i wziąłem z pułki blacka. Zapłaciłem za niego przy kasie samo obsługowe nie chcąc się bawić z kasjerką która wyglądała jak zieb i miała obdrapany lakier na paznokciach.

Wyszedłem ze sklepu otwierając puszkę i zauważyłem że za chwilę będzie zachód słońca więc skierowałem się w kierunku mostu który przechodzi nad dużą rzeką. Szedłem do niego przez 5 minut. Stanąłem pośrodku mostu i oparłem się o barierkę pijąc swój napój wysoko energetyczny. Patrzyłem na zachód słońca dopijając energetyka mając kompletnie pusto w głowie. Spojrzałem w dół i obliczyłem że będzie około 200 metrów do wody. Wyrzuciłem pustą puszkę i przeszedłem za barierkę myśląc co się dzieje jak człowiek umrze. Ostatni raz spojrzałem na zachód słońca i skoczyłem krzycząc „YEET".

Gdy tak spadałem czułem nawet przyjemny powiew wiaterku i zastanawiałem się czy istnieje szansa że odrodzę się w That time i got reincarned as a slime.

{było by miło gdyby moje pragnienia się spełniły} pomyślałem już prawie docierając do końca swojej podróży.

Gdy już miałem uderzyć w wodę usłyszałem androgyniczny głos.

[prośba została przeanalizowana i przyjęta]

{Czy mi się wydaje czy słyszałem Głos Świata} pomyślałem będąc lekko podekscytowany tym.

Jednak w tym momencie uderzyłem w wodę i zaczęło robić się coraz ciemniej.

{a więc umieram co, mam nadzieję że ten Głos to nie były halucynacje} zdążyłem pomyśleć zanim zrobiło się kompletnie ciemno.

(Pov 3)

Rodzice naszego głównego bohatera po przeczytaniu listu spanikowali i zadzwonili na policję. Poszukiwania trwały przez 2 tygodnie dopóki jakiś pijany rybak nie wyłowił ciała chłopaka z rzeki która była w pobliżu domu rodziny Korskich. Po dokładnym sprawdzeniu potwierdzono że jest to chłopak którego zaginięcie zgłosiła rodzina Korska.

Żałoba trwała przez 2 tygodnie, rodzice go odpowiednio pochowali i obiecali sobie że się zmienią żeby takie rzeczy się nie powtórzyły.

Ale czy naprawdę się zmienili? Tego nikt się nie dowie. I zostawię was z tą myślą i pytaniem Czy ludzie rzeczywiście mogą się zmienić?

Next chapter