*Czwartek 7:00, perspektywa Petera*
Miałem bardzo fajny sen, ale to głupie urządzenie, zwane budzikiem postanowiło mnie z niego wyrwać. Wstałem, ubrałem się i zszedłem na dół zjeść śniadanie. Przy stole w kuchni spotkałem Toma, chłopaka który mieszka naprzeciwko mnie. Jest 15-letnim blondynem o zielonych oczach, który mieszka w sierocińcu od 15 lat, bo został porzucony przez swoich rodziców zaraz po narodzinach. No dobrze teraz o mnie. Mam na imię Peter, mam 15 lat, brązowe włosy i piwne oczy. Aha, i mieszkam w sierocińcu od 5 lat, czyli od śmierci swojego wujostwa, a moi rodzice zginęli kiedy miałem 5 albo 6 lat. Wracając, przywitałem się z Tomem, zrobiłem sobie śniadanie i usiadłem przy stole.
- Wiesz, że ktoś chce adoptować Tamarę? - pyta mnie Tom.
- Naprawdę? - pytam zaskoczony.
Tamara to 10-letnia brunetka o niebieskich oczach i pięknym uśmiechu.
- Mają przyjść jutro o 15 - mówi Tom uśmiechając się.
- To fajnie - mówię.
Dokończyłem śniadanie, poszedłem po plecak i ruszyłem do mojej szkoły, czyli Midtown High School. Po kilkunastu minutach spaceru w końcu dotarłem do budynku. Wszedłem do środka i poszedłem w kierunku swojej szafki.
- Cześć przegrywie - mówi nagle głos po mojej prawej stronie.
- Jezu, MJ! - wołam - nie rób tak.
- Przepraszam - mówi dziewczyna podnosząc ręce do góry - wyglądasz zabawnie jak się boisz.
- Bardzo śmieszne - mówię.
MJ, czyli Michelle Jones to brązowowłosa i brązowooka dziewczyna z mojej klasy. Naszą relację można określić jako "znajomi". MJ uwielbia jawnie kpić i żartować z innych ludzi, co czyni ją bardzo odważną.
- Zapatrzyłeś się na mnie - mówi nagle MJ.
- Gdzie Twój cynizm? - pytam.
- Na wakacjach - mówi MJ.
To jest MJ, którą lubię. Po chwili podchodzi do nas mój przyjaciel, Ned. Razem ruszamy w stronę klasy.
*Kilka godzin później*
Wyszedłem ze szkoły i udałem się w stronę przedszkola Mike'a, którego miałem odebrać. Kiedy opuściłem teren szkoły, zorientowałem się, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłem się i dostrzegłem kobietę w czarnej, skórzanej kurtce z ciemnoczerwonymi(?) włosami. Szybko poszedłem do budynku przedszkola. Po wejściu od razu wpadł na mnie Mike. Pomogłem mu się ubrać i ruszyliśmy do sierocińca.
*30 minut później*
Po pół godzinie spaceru w końcu zameldowaliśmy się w sierocińcu. Pomogłem Mike'owi zdjąć kurtkę i zjedliśmy obiad. Po czym chłopiec poszedł pobawić się z kolegami, a ja poszedłem do swojego pokoju. Po 2 godzinach odrobiłem lekcje i ruszyłem na miasto jako Spider-Man. Zostałem nim rok temu kiedy na szkolnej wycieczce ugryzł mnie radioaktywny pająk. Ruszyłem na miasto, bujając się na sieciach, które sam stworzyłem.
*1,5h później*
Właśnie wróciłem z patrolu. Wskakuję przez okno do pokoju i zamieniam strój Spider-Mana na piżamę. Wykonuję wieczorną rutynę i kładę się spać.